|
|
Inny Kazimierz: kolorystów, awangardy, arsenałowców
Wojciech Włodarczyk
W okrągłym oknie naszej podgórskiej biblioteki, ponad wspinającą się na szczyt wzgórza winnicą, króluje monumentalna, rozwinięta fasada janowieckiego zamku. Spięta basztami biała ściana kontrastuje z ciemną zielenią wiślanej skarpy. Ten sam zamek oglądany z Męćmierza czy Kazimierza Dolnego ukazuje inny, smukły, bardziej „gotycki” profil. Ta „geometria spojrzeń”, właściwość miejsc malowniczych, skłania także do innego spojrzenia na Kazimierz, ukazania go w odmiennej perspektywie, dostrzeżenia w nim tego, co dotychczas w jego dziejach było pomijane. W historii kazimierskiego malowania dominują uczniowie Tadeusza Pruszkowskiego. Zawładnęli malarską legendą miasteczka. Stworzyli ją. I chociaż bywał tu wcześniej ze studentami Władysław Ślewiński i wydawać by się mogło, że lekcja Paula Gauguina powinna znaleźć swoje konsekwencje w obrazach kazimierskich plenerystów, pozostał - jak dziś Jacek Sempoliński czy Tomasz Tatarczyk, „duchowy uczeń” Zbigniewa Gostomskiego - samotnikiem bez naśladowców. Bowiem to pruszkowiacy, razem ze studentami Władysława Skoczylasa, znaleźli malarski język, który współgra z tym nadwiślańskim genius loci: różnorodnością, bogactwem, narracją, pstrą ale stonowaną barwnością, urokiem szczegółu i tworzywa, a jednocześnie zaskakują-co spójną całością, zadziwiającą harmonią współczesności i tradycji. Język, w którym nad plamą przewagę ma kreska i anegdota. Język, który stopił się z Kazimierzem w jedno, zmitologizował i obrazy, i miasteczko. Istnieją jednak także inne tradycje malarskie Kazimierza. Innych wyborów i innych decyzji artystycznych. I to równie ważnych. To tu, w sierpniu 1923 roku, zapewne w willi Gustawa Potworowskiego, ojca Piotra, Jan Cybis namalował swój pierwszy „kolorystyczny” obraz. Jest to jednocześnie pierwszy znany sygnowany obraz artysty1. Przełamał w nim swoją dotychczasową eksperymentatorską manierę, zharmonizował i rozjaśnił paletę. Tu znalazł swoją formułę malarskiego ekskluzywizmu. Rok wcześniej (a może - samotnie - także dwa lata wcześniej) przebywał już z grupą kolegów, przyszłych studentów Pankiewicza, kilka tygodni w willi Potworowskich na zaproszenie Piotra.2 Jeszcze wcześniej poznała miasteczko narzeczona Cybisa, Hanna Rudzka, przed studiami nauczycielka rysunku w gimnazjum żeńskim w Lublinie. Z tym kazimierskim plenerem 1922 roku (albo z rokiem 1921) wiązane są pierwsze znane dwa pejzaże Cybisa (jeden „czannowski”), na razie rysowane kredką.3 Czy nie odbyło się to wszystko z udziałem światła, atmosfery Kazimierza? Obraz, jak wino, jest dziełem, dla którego miejsce narodzin odgrywa decydującą rolę, w którym odnajdujemy taką intensywność i magię miejsca. Tak jak dla Józefa Pankiewicza w 1890 roku Kazimierz był źródłem najbardziej rozświetlonych obrazów, tak teraz stał się dla jego uczniów miejscem decydujących odkryć.4 To, że jedno ze źródeł koloryzmu i kapizmu możemy znaleźć w tym samym miejscu co źródło ich ideowo-artystycznego przeciwieństwa - malarstwo pruszkowiaków - zastanawia. Dodaje także dodatkowego smaku ich późniejszym potyczkom. Każe także zamyślić się nad znaczeniem miejsc plenerowych obu grup, kapistów i łukaszowców, Krzemieńcem i Kazimierzem.5 Władysław Strzemiński, legenda nie tylko polskiej awangardy, na pierwsze powojenne plenery wyjeżdżał ze swoimi studentami do Nowej Rudy. Natomiast jego kilkudniowy pobyt w Kazimierzu w lipcu 1950 roku jest mniej znany.6 Dlaczego wybrał mityczny Kazimierz, wiedząc, że jak co roku w tym właśnie czasie zjeżdżał tam tłum studentów i asystentów warszawskiej ASP? Bardzo często wizytowali ich sami profesorowie. Dokładnie rok wcześniej uczynił to Jan Cybis.7 Przed wojną kapiści i awangarda stanowili wspólny front przeciw sztuce uczniów Pruszkowskiego.8 Teraz kolorystówi awangardę łączył, przynajmniej ich część, sprzeciw wobec ustanawianemu socrealizmowi. Nowe komunistyczne „święto odrodzenia” - 22 lipca Strzemiński spędził w Kazimierzu. Zmagał się z trudnymi wyborami (właśnie usunięto go z łódzkiej szkoły, Cybisa usuną za dwa miesiące), co łatwo odczytać z jego ostatnich publikowanych zaledwie parę miesięcy wcześniej artykułów: W sprawie „prymitywu ludowego” czy Człowiek i maszyna w malarstwie.9 Rysował widoki miasteczka z drugiego brzegu Wisły, szkicował wieśniaków, kozy, kury, dla których modele znajdował na kazimierskim rynku i w jego okolicach. Wiele wskazuje na to, że w szkicach do „Małorolnych”, „Kłosów” i „Żniwiarek” z 1950 roku znajdują się właśnie te, które odkrył w Kazimierzu.10 Ostatnie z zachowanych serii rysunkowych Strzemińskiego związane są z tym miasteczkiem. Na te szkice warto spojrzeć poprzez pryzmat indywidualnych wątków twórczości artysty: wielokrotnie powracającym pejzażu i temacie zagłady żydowskiej, której poświęcił w 1945 roku cykl „Moim Przyjaciołom Żydom”. Pełny do niedawna Żydów Kazimierz oglądany jest jednak przez Strzemińskiego przede wszystkim jako malowniczy krajobraz. | 1 2 3 4 5  |
|
|
|
|
|
|
|